piątek, 16 marca 2012

Warto wierzyć - wywiad z Tomaszem Raczkiem


Tomasz Raczek – pierwszy naczelny Playboya, autor książek, programów telewizyjnych. Żywe uosobienie tego, jak konsekwencja i upór mogą zaprowadzić do alei sukcesu. Z człowiekiem spełnionym, acz wciąż wyznaczającym sobie nowe cele rozmawialiśmy pewnego styczniowego wieczoru w krakowskiej księgarni z okazji jego świetnej naówczas wydanej książki - "Karuzela z madonnami". Rozmowa była ciekawa i pouczająca. Do dziś wspominam ją z prawdziwą przyjemnością. Oto czym Tomasz Raczek się z nami podzielił:

 Od lat marzy Pan o zamieszkaniu z latarni morskiej. Czy to marzenie jest coraz bliższe realizacji?
Na razie mam nowy dom nad morzem. Będę zatem żył teraz z lepszym widokiem na horyzont i może nawet dalej widział. Ale rzeczywiście kiedyś chciałbym znaleźć prawdziwą latarnię morską i w niej zamieszkać. Takich latarni jest coraz mniej, chociażby ze względu na postępującą technikę. Gdyby jednak nadarzyła się taka okazja, to oficjalnie informuję że jestem kandydatem do objęcia latarni i widzę siebie w roli latarnika. Mogę nawet codziennie zapalać światło i pomagać statkom w nawigacji.

Już wyobrażam sobie pana stojącego na szczycie, dostojnie z rozwianym włosem... Tyle panu wystarczy do szczęścia?
Nie wiem czy bym się tym zadowolił, ale niewątpliwie zrealizowanie tego marzenia zbliżyłoby mnie do szczęścia.

W „Karuzeli z Madonnami” i „Karuzeli z herosami” pokazuje pan w rozmowach sylwetki ludzi, których wydawało nam się, że do tej pory znamy… Jacy są Ci, którzy poprzez swoje dokonania i postawy kształtują nas?
To były wywiady w cztery oczy, a taka forma rozmowy jest zawsze najciekawsza. Chociażby dlatego, ze jeśli się nie przegapi tego momentu otwarcia, można czasem usłyszeć kilka szczerych i osobistych opowieści. Mój sposób rozmowy jest rzadko stosowany przez innych. Nie przygważdżam pytaniami, nie wyciągam tajemnic. Uzyskuję zaskakujący efekt szczerości w wyniku poczucia bezpieczeństwa i atmosfery, jaka się wytwarza miedzy mną a rozmówcą. I wtedy to rozmówca sam czuje potrzebę, by opowiedzieć mi o czymś dla niego ważnym. Dla mnie to zawsze wyróżnienie. Klucz do każdego bohatera jest jednak inny i to chyba jest najciekawsze w przygotowywaniu się do każdej rozmowy.

Czy któraś z osób, z którymi rozmowy umieścił pan w książkach wpłynęła na pana postrzeganie świata w jakiś wyjątkowo mocny sposób?
Niewątpliwie takich rozmów było sporo. Chociażby rozmowa z Jerzym Stuhrem o życiu i miejscu mężczyzny w życiu. W tej rozmowie J. Stuhr miał momenty iluminacji i mówił o tym wyraźnie i radośnie. Udało mi się to ująć w słowa i opublikować. Uważam to za swój mały sukces. Analogiczna sytuacja miała miejsce podczas rozmowy z Krzysztofem Kolbergerem, który wyszedł zwycięsko z walki z nowotworem. Była to rozmowa z radosnym, szczęśliwym człowiekiem. Rozmowa o konieczności dzielenia się szczęściem i swoimi kłopotami również z innymi ludźmi. Z trzeciej strony mamy Roberta Korzeniowskiego, który opowiedział o swoim prawdziwym życiu, nie tym z olimpiad i zawodów, ale takim zwyczajnym. To było odkrycie nie tyle sportowca, ale Europejczyka. Zresztą jest tylu ludzi, którzy na długo przed wejściem Polski do unii byli prawdziwymi Europejczykami…

Czy gdyby ktoś zaproponował panu napisanie wywiadu z samym sobą, co najważniejszego musiałoby się w nim znaleźć. Sukcesy? Porażki? A może dla obserwatora zupełnie nieistotne szczegóły?
Na pewno zwroty mojego życia. Następowały one wtedy, gdy przełamywałem pewien schemat, rutynę. A także oczekiwania mojego otoczenia. Pierwsze takie działanie miało miejsce wtedy, gdy kończąc szkołę teatralną napisałem pracę o… telewizji. Pisałem o talk show, mimo że wtedy jeszcze nie istniało to pojęcie. Potem wyjechałem do Anglii i spotkałem Leslie Mitchella, człowieka, od którego rozpoczęła się historia telewizji (BBC). Doświadczenie angielskie spowodowało, że zupełnie inaczej zacząłem myśleć. Wróciłem do Polski jako ktoś inny. Gdy odchodziłem z „Polityki”, gdzie pisałem recenzje teatralne, mówiono mi, że powinienem w końcu w czymś się wyspecjalizować. Zbuntowałem się przeciwko temu: zacząłem pisać więcej o filmie, zostałem kierownikiem literackim zespołu filmowego „Oko”. Nie poddałem się oczekiwaniu otoczenia, postawiłem na swoim, zaprzeczyłem obiegowej opinii. Dziś oceniam, że moje życie jest o wiele bardziej ciekawe i satysfakcjonujące, niż gdybym siedział i ciągle pisał w "Polityce" recenzje teatralne. Ta decyzja nauczyła mnie jeszcze jednej rzeczy. Otóż nigdy nie należy się obawiać zaczynania wszystkiego od nowa. To spowodowało, że wyzbyłem się lęku przed tym, co może mnie spotkać. Zmieniałem prace często, aż doszedłem do wniosku, że będę sam sobie pracodawcą i najpierw założyłem portal internetowy, a później wydawnictwo książkowe, dzięki któremu uzyskałem poczucie absolutnej wolności. To że nie ma we mnie lęku wynika z doświadczenia, że w każdej sytuacji można dać sobie radę.

Czy trudno było na polskim, kołtuńskim rynku stworzyć od postaw taki pismo jak „Playboy”?
Nie mam wrażenia, że było to trudne. Było przede wszystkim ciekawe a nawet pasjonujące. Z tego powodu podjąłem się tego wyzwania. Okazało się, że pismo nie tylko weszło na rynek ale się na nim utrzymało. Bezpośrednim sprawcami sukcesu tego pisma okazały się… kobiety, bo to one zaakceptowały Playboya jako pismo dla swoich mężczyzn, to one najczęściej go kupowały i potem wręczały je facetom, dając im jednocześnie komfort czytania "Playboya" nie-w-tajemnicy. Zrobiły ogromny, postępowy gest i za to do dziś jestem im wdzięczny.

W jednej z Pana książek rozmawia pan z kobietami, w drugiej z mężczyznami. Panie Tomaszu, szczerze, z kim się lepiej rozmawia, która płeć jest ciekawsza?
To, kto jest ciekawszy zależy wyłącznie od człowieka, płeć nie ma znaczenia. Natomiast uważam, że kobiety są bardziej otwarte, lubią o sobie mówić i łatwiej im formułować myśli na swój temat. Mężczyźni zapytani o siebie samych często bywają zażenowani lub wręcz niesprawni w formułowaniu poglądów. Przyzwyczajeni są traktować siebie przedmiotowo, a nie podmiotowo. Nie myślą o sobie jako o wartości, lecz jako o narzędziu do osiągnięcia czegoś. Ale kiedy już uda się namówić ich do formułowania szczerych wypowiedzi o sobie to okazuje się, że są one bardzo różnorodne, nieporównanie bardziej, niż jest to w przypadku kobiet, które zazwyczaj odpowiadają, że najszczęśliwszą chwilą w ich życiu jest chwila urodzenia dziecka. I trudno się temu dziwić.

Proszę przekazać młodym ludziom czy na polskim rynku, także dziennikarskim i pisarskim, łatwo odnieść sukces?
Bycie dobrym dziennikarzem, pisarzem, sprzedawcą w Polsce staje się coraz trudniejsze. Ale jest możliwe. Jeśli ma się dużo samozaparcia, wiary w siebie i wiedzy o tym, w czym się jest naprawdę dobrym oraz odporność psychiczną pozwalającą nie załamać się w sytuacjach skrajnej presji, to jest to możliwe. Zawsze jest szansa, by odnaleźć się w życiu, również zawodowym, tylko warto codziennie mieć świadomość tego, kim się jest i wytyczać sobie cel, przypominając sobie o nim na każdym kroku. Dobrze jest mieć odwagę rezygnowania z czegoś, co nam nie odpowiada, by nie zgubić drogi do swojego celu.
Trzeba się upierać przy swojej bajce, swoim wyobrażeniu siebie. Jeśli szybko z tego zrezygnujemy i przystaniemy na to, co nam oferuje świat, to skończy się to około czterdziestki depresjami, załamaniami, rodzinnymi nieszczęściami; będzie to rezulatatem niespełnienia, poczucia niskiej wartości i życiowego zawodu… Po prostu trzeba walczyć o siebie. Teraz bardziej, niż kiedykolwiek. I nie wierzyć temu, co mówią inni. Pójść samemu i sprawdzić samemu. Na tej podstawie wybrać swoją drogę. Nie iść na kompromisy i nie akceptować czegoś, co jest kiepskie, byleby coś było. Nie ma nic gorszego.

Dziękuję za rozmowę

Krzysztof Piekarski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz