piątek, 16 marca 2012

Zbigniew Hołdys - wywiad z artystą

Zbigniewa Hołdysa nie trzeba przestawiać. Dlatego od razu przechodzimy do wywiadu. Konkretny, bezpretensjonalny. Taki, jakiego go lubię. Także po aferze z ACTA. Według mnie to jeden z mądrzejszych ludzi w kraju idiotów jakim jest Polska

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że rozgłośnie komercyjne zabijają muzykę. Że ludzie tam pracujący traktują tę najsubtelniejszą ze sztuk jak towar; jak dodatek do sprzedaży mydła i pasty do zębów. Nie przesadzasz?
Ja nie powiedziałem, że rozgłośnie komercyjne zabijają muzykę – jeśli już, to zabiła ją Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która rozdała takie, a nie inne koncesje. Rozgłośnie po prostu robią swoje. Stacje radiowe to nie są Matki Teresy - to są przedsiębiorstwa, które zarabiają wyłącznie na sprzedaży reklam. Muzyka nie jest tu dziełem sztuki, a radio to nie jest galeria, która je prezentuje. Są stacje, które w celu przyciągnięcia słuchaczy nie grają muzyki wcale, jak radio Tok FM. Na świecie są stacje sportowe i tam lecą tylko transmisje z meczów. Zawsze chodzi o jedno: dorwać słuchacza i sprzedać mu reklamę. A jeśli reklama jest adresowana do babci, to nie gra się dla niej heavy metalu, bo babcia umrze zanim poleci reklama. Gra się Wodeckiego albo Fogga. Muzyka naprawdę nie jest na tym "bazarku" dziełem sztuki.
 Mówiłeś, że gdybyś miał dostateczne fundusze, to pewnie stworzyłbyś radio, do którego nie miałyby dostępu reklamy...
Kiedy miałem 14 lat miałem takie radio. Z kolegami z bloku połączyliśmy się przewodami, zwisały z parapetów od okna do okna. Było nas chyba siedmiu i każdy z domu nadawał o jakiejś porze muzykę, jaką akurat dorwał. To była super rzecz. Mieliśmy własne audycje, tam po raz pierwszy usłyszałem Janis Joplin. Na pewno i dziś są maniacy muzyki do tego stopnia, że chętnie nadawaliby za darmo. Takie radio grałoby MUZYKĘ, która nie byłaby dyktowana przez agencje reklamowe. Marzy mi się takie radio.
Czy jesteś wierzący?
W sensie wyznania konkretnej religii czy doktryny - nie jestem wierzący. Muszę jednak zaznaczyć, że w tym celu przestudiowałem wszystkie istotniejsze religie świata i znam je naprawdę. Darzę je wielkim respektem. Najbliżej mi chyba do buddyzmu i gdyby nie pewne nabyte cechy mógłbym spróbować się jeszcze bardziej do niego zbliżyć... Jestem bardzo uduchowiony, na swój sposób mistyczny.
A Twój stosunek do Kościoła katolickiego?
Mój stosunek do każdego kościoła jest jednakowy. Kościół jest to organizacja, to struktura ludzi wyznających pewne zasady, pewne ideologie, wierzących w pewne konkrety i funkcjonująca wedle pewnego regulaminu. Nie jestem podatny na regulaminy, ale też respektuję je u innych. Po prostu respektuję wybory i smak innych ludzi. Jak każda instytucja, kościół katolicki pełen jest ludzi wspaniałych, rozumiejących swoją rolę w sposób natchniony. Kilkakrotnie spotkałem księży pokornych do tego stopnia, że czułem się zawstydzony. Ksiądz Zieja... Jego widok w maleńkim pokoiku z maciupeńkim skromnym ołtarzykiem nie daje mi spokoju. Więc proszę nie pytaj mnie o stosunek do jednego Kościoła, bo dla mnie, to jest raczej problem oceny posługi w każdym wyznaniu.
Jaki jest Twój stosunek do tzw. chrześcijańskiego rocka?
Rock, podobnie jak piłka nożna, nie ma związku z wyznaniem. Przecież to jest tylko muzyka. Gitara elektryczna to nie jest drzewko z raju. Ciekawe, jak na pytanie o "chrześcijańskiego rocka" zareagowałby muzułmanin, albo buddysta? Nigdy nie pytam człowieka o jego przekonania. Jeśli ktoś ma ochotę używać muzyki do krzewienia poglądów religijnych – ma prawo, w końcu to jest wolny świat. Niektórzy wielcy rockmani chrześcijańscy nie poruszają tematów religijnych w songach, bo dla nich jest ważne, że treść songów jest zbudowana na fundamencie dekalogu i to już im wystarczy. Nie trzeba biegać z hostią. Na moją twórczość wiara czy jej brak nie ma żadnego wpływu.
Co myślisz o hip-hopie? Czy nie sądzisz, że za dużo tam publicystyki? Mnie to bardzo przypomina pierwszą połowę lat osiemdziesiątych i niesamowity wysyp kapel punkowych. Ale o większości z nich szkoda było nawet gadać: marne umiejętności warsztatowe i zero do powiedzenia.
Muzyka jest to operowanie dźwiękiem, ale nikt nie powiedział, że ma to być sprawne czy piękne posługiwanie się tym dźwiękiem. Nigdzie nie zostało ustalone, że ma to być wirtuozeria. To establishmenty starają się ustalić regułę, że Penderecki jest sztuką, a Nirvana nie.
Każdy artysta podejmuje swoje własne ryzyko, kiedy wybiera środek wyrazu. Dla mnie można syczeć przez cały utwór i jeśli mnie to zafrapuje – to będzie to piękne dzieło sztuki.
Publicystyka jest częścią rocka od zawsze. Dylan, Hendrix, Lennon – to była czysta publicystyka. W czasach zakłamania w mediach, a to mamy teraz bez przerwy, taka publicystyka w tekstach staje się poetyką pokolenia. Dla mnie to nic dziwnego.
Co z koncertem Perfectu, który ma się odbyć dokładnie dwadzieścia lat po tym pamiętnym z 1987 r. Czy jest szansa, że zagracie w starym składzie razem, chociażby z szacunku dla słuchaczy?
Pierwsze słyszę, nie było takiej obietnicy! W starym, tym najważniejszym składzie zagrać się nie da, bo mój wielki przyjaciel basista Zdzisiek Zawadzki nie żyje. Powiedzmy też szczerze, że artystycznie nie ma najmniejszego powodu, bym zagrał z kimkolwiek z tych, którzy dziś grają pod nazwą Perfect.
O czym sąTwoje nowe piosenki i kiedy nowa płyta?
Ostatnia piosenka jest o miłości faceta, który dokonuje cudów, także z pogranicza prawa, żeby zainteresować sobą nieznaną dziewczynę. Prawdopodobnie jest lekko chory umysłowo. Tytuł "Stalker", czyli powiedzmy "Prześladowca". Została uznana za piękną i znalazła się w konkursie festiwalu w Opolu. Płyta ukaże się pewnie jesienią, a jej tytuł "Dumny nikt"... To chyba o mnie.
Czy nadal współpracujesz z Bogdanem Olewiczem, w duecie z którym stworzyłeś kiedyś kilka genialnych kawałków?
Z Bogdanem od długiego czasu nie współpracuję, chociaż myślałem o tym niedawno. To wielki poeta, ale dopóki sam mogę rozwiązać jakiś problem literacki, to staram się to robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz