Maciej Kuroń przeraża. Ogromem swojej kulinarnej wiedzy, ogromnym ciepłem, jakim otacza przyjaciół i gości a także rozmiarami. Z nieznanego człowieka przed laty stał się ikoną polskiej mapy kulinarnej. Był pierwszym, który na szerszą skalę spopularyzował eksperymenty w kuchni, a tym, którzy bali się podejść do palników pod garnkami, odczarował kuchenne pomieszczenia. Dzięki Niemu zaczęliśmy mieć kulinarne wymagania i sami je spełniać. W Jego ślady podążyli następcy. Kilka lat po tym wywiadzie Maciej Kuroń odszedł do nieba. Albo gdzie indziej. Nie ma go z nami. Ale pozostało wiele zdjęć, nagrań, ciepła pamięć. A o kimś takim warto pamiętać. Dlatego ta rozmowa ma w tej chwili już wartość historyczną. A odbyła się pewnego wieczoru w jednej z krakowskich restauracji o indiańskim rodowodzie...
A, to Wy? Słyszałem o Was – tak powitał nas Maciej tuż przed momentem,
gdy poproszony o rozmowę, zgodził się bez chwili wahania.
Zasiedliśmy w krakowskim Siouxie, Maciej rozpoczął swą gawędę o
związkach biznesu z bigosem….
Cóż, nigdy nie jest tak
dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Myślę jednak, że w tym
przypadku Polacy wypadają na tle innych nacji całkiem nieźle. To w
końcu w Ameryce powstał ten szalony pomysł, który nazywa się fast food. Jest on dla mnie nie tyle sposobem na odżywianie się,
czy zjawiskiem natury kulinarnej, co raczej zjawiskiem kulturowym.
Ludzie tam chcą podkreślić swoją niezbędność,
w związku z czym nie mają czasu zjeść zdrowo i porządnie. Efekty
w USA są widoczne. W Polsce przedstawia się to lepiej dlatego, że
Polacy, którzy osiągnęli wysoką pozycję finansową, by
podkreślić swój prestiż wolę wybrać się do dobrej restauracji
i dobrze zjeść.
Czy dobrze w tym
przypadku znaczy to samo do „zdrowo”?
Oczywiście, że to nie
jest synonim. Jednak faktem jest, że jeśli coś robimy szybko, to
zazwyczaj jest to zrobione źle. Z jedzeniem jest tak samo. Zarówno
fast food jak i szybki sex kojarzy mi się źle (śmiech) – prędzej
czy później kończy się nerwicą. Dla naszego organizmu, a
szczególnie organizmu zapracowanych menedżerów dobrze jest, by
mieli oni czas na posiłek i potrafili się nim delektować w sposób
spokojny. Nie bez znaczenia jest też towarzystwo, ono wpływa na
szybkość i sposób trawienia. A także na stosunki towarzyskie.
Generalnie wyznaję zasadę mówiącą, że to, co sprawia nam
przyjemność jest zdrowe. Nie wierzę, bo wiem, że coś, co robimy
z obowiązku, czy przymusu było dla naszego organizmu korzystne.
Taki piwo jak najbardziej korzystne dla organizmu – i każdy
rozsądny dietetyk powie to panu.
Czy są takie potrawy
lub ich składniki, które wpływają w sposób energentyzujący na
zapracowanego człowieka? A może są takie, które pozwalają
zmęczonemu menadżerowi szybko usnąć i wypocząć?
Każdy z nas, który
obserwuje swój organizm wie jak on reaguje na różne rzeczy. Od
zarania ludzkości szukano różnych środków pobudzających,
usypiających, afrodyzjaków, a proszę mieć świadomość ze chemia
w aptekach nie leżała wtedy na półkach. Jest tak, ze każdy
obfity posiłek dla człowieka zmęczonego jest przypływem senności.
Można tym kierować i tak układać sobie menu, by w zależności od
tego, jakie mamy plany na wieczór wprowadzić swój organizm w stan
przygotowania do planów. Nie jest tajemnicą, że potrawy ostre,
pikantne pobudzają i powodują ze możemy popracować jeszcze
chwilę, gdy organizm daje znaki do zajęcia pozycji horyzontalnej.
Czyli mięso, tłuszcze roślinne. Dobrze jest zjeść coś słodkiego
przed posiłkiem, wtedy dostarcza on szybciej, zdrowej energii, która
pozwala organizmowi cały obiad „przerobić”. Biznesmenom polecam
zdrową dietę biorąc pod uwagę rady, które tutaj zaprezentowałem.
A czy są takie
alkohole, które w odpowiednich dawkach działają w sposób
mobilizujący na organizm zapracowanego człowieka?
To jest różnie, my
rozmawiamy tutaj na dużym stopniu ogólności. W Polsce coraz
bardziej wino jest takim napojem, który pozwala na dobre poczucie
się i samotnie w domu i w towarzystwie, a przy okazji nas nie
upodla. Daje się ostatnio zauważyć pewnego rodzaju rewolucja,
szczególnie właśnie wśród biznesmenów. Zmienili oni bowiem
swoje nawyki jeśli chodzi o alkohole. Wśród szeroko pojętych elit
jest taki snobizm na wino. Kiedyś, gdy mężczyźni szli do
restauracji, wiadomo było, że idą napić się wódki. Dziś idzie
się coś dobrego zjeść, a wino staje się dodatkiem do wykwintnych
potraw. Poza wszystkim wino jest też swoistego rodzaju wytrychem, bo
przecież „skoro pijemy wino to tak jakbyśmy w ogóle nie pili
alkoholu”. Podobnie jest z koniakami i cygarami. Część jest ich
użytkownikami, bo ludzi, a część używając tego typu rzeczy
krzyczy w ten sposób „zapiszcie mnie do jednego z waszych
elitarnych klubów”
Dziękuję za rozmową
Krzysztof Piekarski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz