środa, 29 października 2014

Filmowi "Bogowie" subiektywnie

Tak, byłem w kinie. Raz na jakiś czas pojawia się film, którego treści jestem ciekaw bardziej, niż innych. Najczęściej powodem jest postać, która stała się inspiracją dla stworzenia dzieła filmowego. Tak było i tym razem. Po niemałym problemie ze znalezieniem wolnego miejsca w kinie (!) wybrałem się obejrzeć kolejne dzieło o człowieku, który jest cichym bohaterem wielu ludzi, a część z nich żyje właśnie dzięki niemu.

"Bogowie" opowiada wycinek z historii życia Zbigniewa Religi. Na takie filmy idzie się z tezą. Nie idziesz z ciekawością historii. Wiesz, o czym będzie film i jaki będzie jego finisz. W takim przypadku szczególnie uważnie widzowie przyglądają się grze aktorów, oddaniu realiów, budowaniu napięcia, pracy kamery.

Kocia brawura
No właśnie - aktorzy. To kolejna genialna rola Tomasza Kota. Człowieka, aktora, który powoli staje się człowiekiem od zadań specjalnych. Już przy okazji "Skazanego na bluesa" wykreował znakomicie trudną postać. Przy okazji filmu "Bogowie" zagrał fantastycznie, wręcz brawurowo, oddając tak bardzo, jak to możliwe zarówno fizyczność Zbigniewa Religi (mimika twarzy, sposób poruszania się, lekkie przygarbienie) jak i jego porywczy charakter. Już po premierze filmu, byli współpracownicy profesora Religi podkreślali, że ich szef był właśnie taki, jakiego pokazała mistrzowska gra aktorska Tomka Kota.
Ale nie zapominajmy o pozostałych aktorach. Zagrali różnie, u części z nich widać typową polską szkołę aktorską, inni zagrali po swojemu - najważniejsze, że wspólnie stworzyli spójną historię i fajne dzieło.

Tło dźwiękowe do poprawy
Tak, film niestety nie ustrzegł się błędów, nie tylko po stronie obrazu, ile w temacie tła dźwiękowego. Część tego tła, w której nie słyszymy warstwy wokalnej (czyli tam, gdzie nikt nie śpiewa) jest dobrana znakomicie bez dwóch zdań. Jednak w trakcie filmu mamy do czynienia z kilkoma utworami śpiewanymi. I niestety są to utwory anglojęzyczne. Dobrane zgodnie z epoką lat osiemdziesiątych, ale jednak film jest o polskim lekarzu, dzieje się w całości w Polsce. Czy nie dało się z dość bogatego zbioru wspaniałych polskich kompozycji wybrać takich, które w warstwie tekstowej pasowałyby do tematu i klimatu filmu? Jestem zdania, że można było to zrobić bez większych problemów. Na szybko przychodzą mi do głowy takie piosenki jak:
"Jednego serca" - Czesław Niemen
"Wiara" - Ira
"Adres w sercu" - Ira
"Wznieś serce" - R. Rynkowski
i inne.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że to nie jest karygodny błąd i w żaden sposób nie umniejsza wartości filmu jako takiego. Jednak takie dzieło składa się ze szczegółów i to one w efekcie tworzą całość. Ten szczegół nie przyczynił się do spójności. A skoro ja na to zwróciłem uwagę, to zapewne kilku świadomych i potrafiących spojrzeć szeroko na to, czego doświadczają, widzów również zauważyło ten zgrzyt.

20 minut reklam
Mam dość oglądania reklam w kinie. Do kina idę po to, aby obejrzeć 1-2 zapowiedzi nadchodzących tytułów oraz film. Jeśli kino ma zamiar pisać na bilecie godzinę rozpoczęcia seansu a następnie od tej godziny przez 20 minut wyświetlać reklamy to ja mam w dupie takie kino. Nie po to PŁACĘ za bilet, żeby oglądać reklamy. Jeśli kino ma zamiar kasować mnie za oglądanie reklam, nich mi za nie płaci albo pisze na bilecie "Film rozpocznie się o godzinie 20:00, od 19:30 będą wyświetlane reklamy". Wtedy bilet na film będzie droższy, a na film z reklamami - tańszy. Proste. Niestety typowo polskie cwaniactwo właścicieli kin i chęć zarobienia na wszystkim skutecznie obrzydza obcowanie ze sztuką i zabija chęć chodzenia do kina.

Nigdy się nie poddawaj
film "Bogowie" oceniam na
solidne 3 Gwiazdy Harrolda
Taki rodzaj filmów zawsze daje spore szanse na dużą widownię. Bohater bezdyskusyjny, historia na ogół znana. Najczęściej wzniosłe idee i człowiek, który staje w obliczu przeciwności, które pękają pod jego uporem. Warto jednak zastanowić się o ile większą prace muszą wykonać twórcy filmów niezależnych lub tacy, których historie od początku do końca są wymyślone, zrealizowane jako film a dodatkowo mówią o ważnym społecznie problemie. Nie zamierzam tu wartościować jednych ani drugich. Twierdzę jednak że filmy takie jak "Wałęsa..." czy "Bogowie" mają odrobinę łatwiejszy dostęp do głów i .... portfeli potencjalnych widzów.

I jeszcze jedno - film kończy się długim kadrem na bohatera, gdy ten czyni ostatnie przygotowania przed pierwszą udaną operacją przeszczepu serca. Wiem, rozumiem, ze to taki zabieg. Pozostawienie trzech kropek. Jednak sądzę, że piękną kropką oraz zakończeniem filmu (zarówno kropką na "i" jak i tą na końcu zdania) byłby moment tuż po zakończeniu tej ostatniej filmowej, a pierwszej udanej operacji przeszczepu serca, po której pacjent przeżył siedem następnych lat.

Z chęcią obejrzę film po raz kolejny. Mimo braku jakiejś szczególnej brawury zarówno aktorskiej jak i reżysera, mimo braku rozmachu, do jakiego przyzwyczaiły nas zachodnie produkcje, film jest prawdziwie ciekawy, pokazujący fascynującego człowieka i dający wiarę w to, że zawsze warto się starać. A przede wszystkim potwierdzający starą prawdę, aby nigdy się nie poddawać. Szczególnie w tak nędznym, jak Polska kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz