poniedziałek, 21 października 2013

Człowiek z nadziei. Oczywiście...

Jak nie trudno się domyśleć, byłem w kinie. Obejrzałem nawet film. Co więcej, obejrzałem i przemyślałem i gdy doszedłem do konkluzji i wniosków postanowiłem się z Wami podzielić.
"Wałęsa, człowiek z nadziei" to niestety film wpasowujący się w pewien kanon filmów "szkolnych". Są filmy,  na które idzie się z chęci pójścia i są filmy szkolne, na które wypada iść, lub idzie się bo pani w szkole kazała z całą klasą film obejrzeć a następnego dnia będzie klasówka (jak ekranizacja lektur na przykład). Jeden z krytyków powiedział o nim - "dzieło oświatowe" - i miał rację
I "Wałęsa. Człowiek z nadziei" należy właśnie do tej kategorii. Czemu?

Film nie jest odkrywczy, jest przeciętny. Historię Lecha Wałęsy wszyscy znamy,  może nie w szczegółach, które podkoloryzowane można ujrzeć w filmie, ale znamy. Po co było kręcić film? Chyba tylko dla kasy.
Pan Wajda, skądinąd utalentowany twórca, tym razem poszedł po linii najmniejszego oporu. Ja rozumiem że pan ma swoje lata i mu się nie chce wysilać. Ale po co z takiej sytuacji w ogóle robić filmy?
Jest jeszcze opcja, że film był prezentem na okrągłe urodziny Lecha przypadające mniej wiecej w okresie premiery filmu. Jeśli tak, to ok.
Jeśli jednak było inaczej, to pobudki do nakręcenia tego filmu były po prostu nędzne. Nie mamy żadnych powodów by film historyczno-fabularny powstał akurat w momencie, w którym powstał.

W filmie świetnie zagrali aktorzy. Robert Więckiewicz zrobił co tylko potrafił (a potrafi wiele) by upodobnić się nie tylko wyglądem ale także sposobem bycia, wymową i mimiką do bohatera filmu. I dał radę. To świetny aktor, pełen rozmachu i poświęcenia. Sądzę, że nie potrafi on grać źle. I dobrze :)
Agnieszka Grochowska również zagrała świetnie rolę żony Wałęsy, czyli Danuty. Mimo że sam nie przepadam za tą aktorką trzeba jej przyznać, że uniosła swoją rolę w sposób profesjonalny i godny. Spodziewałem się po niej typowej polskiej szkoły aktorskiej, a tę manierę zmniejszyła do minimum. Chwała jej za to.
Osią filmu jest wywiad przeprowadzony niegdyś z Wałęsą przez Orianę Fallaci (Maria Rosaria Omaggio). Potem widzimy już tylko slajdy z historycznych haseł (podpisanie umów, nie chcem ale muszem, strajk). Wygląda to tak, jakby Wajda odfajkowywał kolejne pozycje w menu. Bez refleksji, bez pomysłu, bez błysku w oku. Pomysł na nakręcenie tego filmu mógł być pomysłem na pokazanie tła wielkich przemian, na zaciekawienie nimi młodego pokolenia.
Nie był.
Reżyser nie ma kwalifikacji do zaciekawiania
Jedynie twórca scenariusza - Janusz Głowacki - robi co może by fakty stawały się ciekawe. Ale sam wszystkiego nie może unieść...
Samymi aktorami, jak wspomniany już Więckiewicz, czy Grochowska, do których dołączają Zamachowski i Kosiński, nie da się zbudować fascynującego obrazu. Da się zbudowac poprawny. I taki filmowy "Wałęsa..." jest.
Szkoda, że wstąpienie na mur, podpisanie porozumień przy okrągłym stole wzięto żywcem z kronik filmowych ówczesnego okresu. Sprawia to wrażenie, jakby reżyser chciał jak najszybciej odbębnić całość metodą "kopiuj-wklej". Nie dało się tego nakręcić do końca za własnym pomysłem?
I ostatnia rzecz, która obniżyła ocenę. Przed filmem znalazło się miliard reklam. Wszystkiego co możliwe. Łącznie z reklamą Bogdana Zdrojewskiego. Pierwszy raz widzę, by urzędujący polityk był sponsorem filmu i reklamował ten fakt na wielkich ekranach. Co to widza obchodzi pytam? Gdy idę na film, chce obejrzeć film, a nie nazwisko jednego czy drugiego polityka.

Wszystkie te reklamy instytutu sztuki filmowej itp itd były aż tak potrzebne? Serio?

Gdybym wiedział, że zaatakujecie mnie, drodzy twórcy "Wałęsy..." takim ładunkiem reklamowym, przyszedłbym do kina pół godziny po planowanej porze rozpoczęcia projekcji... I inni pewnie też tak by uczynili.
Ode mnie 2 Gwiazdy Harrolda. Niby spodziewałem się, że będzie przeciętnie. Ale miałem nadzieję, że tym razem rozmach i pomysłowość eksplodują. Cóż, nadzieja umarła ostatnia. Plan minimum wykonany...

1 komentarz:

  1. Film warty uwagi, ale należy podkreślić jedną sprawę... to bądż, co bądź z założenia już jedna wersja historii.. fajną sprawą jest człowiek może sobie przypomnieć wydarzenia i ich przebieg (choć każdy szanujący się obywatel Polski powinien chociaż łączyć roczniki i związane z nimi główne postacie), to mniej jednak może czasem uderzać, czy to nawiązanie do "Bolka", czy też podkreślenie podziału w przyszłości i ewentualne tematy poruszone później przez żonę... najlepiej jakby zatrzymał się w tamtych czasach i pozostawił niedopowiedzenie widzowi- byłby idealny, a tak gdzieś tak po cichu te sceny i obecna polityka/polskie show mogą to psuć...
    Rola Pana Więckiewicza faktycznie należy docenić, bo bez względu na honorarium, naciski mediów naprawdę zrobił to w taki sposób, w jaki nikt się nie oczekiwał... zrobił to lepiej..
    Co do reklam przed filmem to trafna uwaga... człowiek ogląda trailery, potem reklamy, potem trailery i zaczyna się film... tak to mniej więcej wygląda normalnie, idzie jeszcze do tego podejścia się przyzwyczaić.. ale już wymienianie tylu sponsorów? więc skoro będą jeszcze wpływy z biletów, to po co tyle reklam.. na co pójdą te pieniądze, skoro też celnie zostało zauważone uzupełnienie pewnych kluczowych scen i tu myślę, że to bardziej jako unik, niż próba powrotu do realiów tamtych czasów..
    W ramach nawiązania do tego tematu, to już gdy po kolejnej reklamie sponsora filmu moja głowa odwróciła się od ekranu czekałem chociażby na element humorystyczny, iż sponsorem filmu jest amber gold i występ Marcina P. z zasłonięta twarzą..

    OdpowiedzUsuń